Warecki & Warecki 

... pomagamy ludziom rosnąć ...

Jak przeżyć każde szkolenie?


Nasza książka o szkoleniach. Nieco sarkastyczna i dość smieszna.

 Tak nam sie przynajmniej wydaje.

Wszystkim szarym wyrobnikom frontu personalnego rzecz całą poświęcamy…

 

Wstęp

Drogi Czytelniku! Oddajemy do Twoich rąk Praktyczny przewodnik dla uczestników szkoleń dla biznesu, czyli jak przeżyć każde szkolenia. Naturalnie, niniejszy przewodnik nijak nie jest w stanie wspiąć się na wyżyny ducha, na których porusza się znakomita większość specjalistów od HR — i nawet nie ma takich ambicji.

Naszym jedynym celem jest to, abyś był w stanie poradzić sobie na każdej sali szkoleniowej, żebyś nigdy i nigdzie nie czuł się osamotniony i pozostawiony bez oparcia. Mamy nadzieję, że tych kilka rad ułożonych — dla łatwiejszego z nich korzystania — w kolejności alfabetycznej, będzie dla Ciebie nader pomocnych.

Ad rem.

Na niwę szkoleniowo-personalną należy spojrzeć przez pryzmat epistemologii kantowskiej, czyli niejako rozróżniając poznanie pracownika Human Resource w sensie a priori i a posteriori (czyli przed redukcją i po zredukowaniu). Nie od rzeczy będzie przytoczenie już na wstępie naszych rozważań sformułowania Myśliciela z Królewca, w kontekście działu personalnego firmy — bo czyż nie ma piękniejszego widoku niż dyrektor personalny, patrzący z miłością na swoich podwładnych i szepczący w niemym blasku migocących jarzeniówek: „Niebo gwiaździste nade mną (to znaczy oczywiście niezmienialny zarząd firmy) i prawo moralne we mnie (to znaczy regulamin firmy, zdecydowanie górujący nad Dekalogiem i Talmudem razem wziętymi)”?

Pozostając na owych wyżynach ducha, zanim zajmiemy się apokryficznym w swojej formie i treści Praktycznym przewodnikiem dla uczestników szkoleń dla biznesu (a może trafniej: Życiowym słownikiem szkoleń?), przez chwilę jeszcze rozważmy, jakie wielkie jest bogactwo doznań i analiz w spojrzeniu na dział personalny i jego immanencje egzystencji w łonie współczesnej polskiej — a jednocześnie jakże europejskiej — firmy. Na przykład, na prace działu HR możemy spojrzeć także w świetle ontologii i epistemologii Platona. Czy przeciętni pracownicy nie są jak te biedne istoty siedzące w jaskini i widzące tylko cienie zjawisk na jej ścianie? A kto podaje im rękę i wyprowadza ich ku światłu (oczywiście, za formalnym pozwoleniem zarządu firmy)? Rzecz jasna, taką osobą, która pozwala ujrzeć rzeczy takimi, jakimi są w swej istocie, jest ni mniej, ni więcej, tylko ON — sam Dyrektor Personalny. Szkoleniowcy stanowią jedynie — niestety, jakże często — niedoskonałe i nieobrobione narzędzie w jego ręku; są niejako — z punktu widzenia filozofii Karola Marksa — pasem transmisyjnym między zarządem firmy (reprezentowanym w osobie dyrektora działu HR) a masami pracowników, wykuwającymi zręby przyszłości przedsiębiorstwa. Czyż zatem przemawiający Dyrektor Personalny nieodparcie nie nasuwana na myśl fundamentalnego dzieła klasyka niemieckiej filozofii, F. Nietzschego, „Tako rzecze Zaratustra”?

Schodząc ze wspomnianych wyżyn, gdzieś dużo, dużo niżej można napotkać zapiski sporządzone ręką prostych wyrobników frontu szkoleń: Wojciecha Wareckiego i Marka Wareckiego (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa). A kim oni są? Nikim ważnym. A nawet nikim takim, kto mógłby nam zaszkodzić albo nawet pomóc. Dlatego zupełnie spokojnie możemy pochylić się przez chwilę nad tym zapisem rzeczywistości, o którym miałem przyjemność napisać kilka słów powyżej — niemniej nie pozbawionego pewnej wartości obyczajowej i walorów poznawczych.

Wspomniani szkoleniowcy, peregrynując po naszej pięknej (i europejskiej) ojczyźnie, nie skupiają się może na pryncypiach i zawiłościach zdumiewającej sztuki HR (raczej — jak należy się domyślać — dla nich niedostępnych), ale raczej na folklorze szkoleniowym. Tacy są i tak to widzą: apokryficzna literatura szkoleniowego faktu, zamknięta w formie krótkich obserwacji, którym niekiedy nie można odmówić pewnej świeżości i oryginalność. Mimo to o Wareckich trudno mówić jako o zespołowym Oskarze Kolbergu polskich szkoleń. Jest rzeczą oczywistą, że alchemia human resources, którą na co dzień uprawiają działy personalne —tak misternie przetykana najnowszymi zdobyczami nauki, jak choćby bezkompromisowa „Analiza freudowska zbiorowego superego podwładnych w warunkach polowych” czy „Spektralna analiza elektro-biochemicznej czynności mózgu w sytuacji szczerej rozmowy z Panem Kierownikiem” — jest dla owych panów niedostępna, zapewne z powodu poważnych luk w wykształceniu, tudzież zbyt ograniczonych horyzontów intelektualnych.

Do czego nam się może przydać inkryminowany słownik szkoleń? Odpowiedź jest prosta: do niczego. Do niczego w sensie teoretycznym. Niemniej jednak stanowi interesujący przyczynek natury antropologicznej, podobnie jak Życie seksualne dzikich B. Malinowskiego (unikając jakichkolwiek egzemplifikacji, kto jest wzmiankowanym „dzikim” i o czyje życie seksualne w dziale HR chodzi).

Oddajemy Wam do rąk książkę dziwną, bowiem w oczach autorów dział personalny firmy umiejscowiony jest gdzieś pomiędzy Lotem nad kukułczym gniazdem a Pociągami pod specjalnym nadzorem, natomiast złożony proces szkoleniowy jawi się im niczym Wojna światów. Jeśli natomiast chodzi o moje osobiste odczucie, to zobrazowałbym pracę kierownika pionu HR używając parafrazy słów z jednego z utworów W. Szekspira: „…widzę na tym raporcie świeżej krwi kropelki…”.

Zakończmy cytatem z wzmiankowanego wyżej klasyka szkoły angielskiej, który w swoim utworze poświęconym polityce personalnej na dworze duńskim, pokazuje nam postać młodego członka zarządu, niejakiego Hamleta, który trzymając w dłoniach głowę poprzedniego prezesa zarządu wygłasza sławne credo personalne:

„Być albo nie być, oto jest pytanie…”